Olbrzymia góra wodna wściekle się bałwani;
Fala zbliża się, łamie i wraz nam przed oczy
Srogie monstrum wyrzuca z pienistej roztoczy.
Czoło szerokie, zbrojne rogów groźnych parą,
Całe ciało okryte łuską żółto-szarą —
Nawpół potężny buhaj, wpół smok rozjuszony —
Kadłub w fałdy się dziwne przewala skłębiony,
Przeciągły ryk odległe wybrzeża rozdziera.
Niebo na monstrum dzikie ze wstrętem poziera,
Ziemia zadrżała, aura buchnęła skażona,
Fala, co go przyniosła, zbiegła przerażona.
Wszystko pierzcha, w junactwo nie bawiąc się próżne,
W świątyni wnet schronienie znajduje usłużne.
Jeden Hipolit, godna odrośl bohatera,
Wstrzymuje konie, groty skwapliwie wybiera
I wnet pociski, celną prawicą miotane,
Bestji plugawej w boku czynią wielką ranę.
Z bólu i ze wściekłości rycząc, potwór srogi
Pada, koniom strwożonym toczy się pod nogi
I, kłębiąc się po ziemi, zionie im przed oczy
Pykiem strasznym, co pianę, krew i ogień toczy.
Strach je ponosi, wichrów para rozhukana
Nie zna już ani cugli, ani głosu pana;
Darmo młody zwycięzca wszystkich sił dobywa
Krwią barwi się wędzidło, dęba staje grzywa,
Ba, mówią, że widziano — ludzie przysiąc mogą —
Boga, jak bok spieniony żgał koniom ostrogą!
Poprzez skały, rozłogi blady strach je goni,
Oś trzeszczy, pęka wreszcie, lejc wikła się w dłoni,
Już w kawałki rozbryznął się wóz potrzaskany —
On sam na ziemię pada, w cugle zaplątany.
Daruj, panie, mą boleść! To straszne wspomnienie
Wiecznie z mych oczu będzie toczyć łez strumienie.
Widziałem twego syna, jak — o straszna męko! —
Strona:PL Racine-Fedra.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.