Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

Tymczasem jeździec bez głowy jechał sobie spokojnie i nie zwracając uwagi na wylęknione zwierzę, oraz nie spiesząc się zbytnio, docierał do rzeki. Milczał, jakby w głębokiej zadumie i nie wzbraniał koniowi skubnąć po drodze to tu, to tam szczyptę smacznej trawki. I nawet, gdy koń przestraszony wyciem stepowego wilka zaczął chrapać i rzucać się w bok, tajemniczy jeździec nie zdradził ani jednym ruchem swojej niecierpliwości. Jak gdyby pogrążył się cały w myślach. Wiatr rozwiewał mu płaszcz, a on odbywał swą podróż w prerjach, w nocy, pod gwiaździstem niebem, wśród dźwięków rozśpiewanych cykad.
Lecz nagle koń zarżał wesoło i przyśpieszył kroku. Połechtał mu nozdrza świeży oddech poblizkiej rzeki. Za chwilę miał pod sobą przezroczyste fale potoku. Nogi jeźdźca zanurzyły się w wodzie po kolana. Koń ugasił pragnienie, wypłynął na drugi brzeg i otrząsnął z siebie pył wodny. Zadźwięczały strzemiona i znowu z pyłu wodnego jak z obłoku, wyłoniła się postać tajemniczego jeźdźca bez głowy.
Widocznie jeździec teraz uderzył konia ostrogami, gdyż ten, nie zatrzymując się dłużej, ruszył naprzód z kopyta.
A w dali rozpościerały się sawanny. Długo jeszcze w tajemniczem świetle księżyca majaczyła postać niezwykłego jeźdźca bez głowy, lecz zacierając się coraz bardziej na tle czystego nieba, znikła, jak senne zjawisko.