Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

Jakby chcąc zapoznać się z miejscowością, nieznajomy oddalił się o kilka kroków i stanął na kamienistym wzgórzu. Jego piękny gniady rumak o wspaniałej grzywie i ogonie sprawiły wrażenie konia arabskiego szejka. Jeździec zaś liczył nie więcej nad dwadzieścia pięć lat, miał na sobie meksykańską jedwabną marynarkę, wąskie spodnie i buty z bawolej skóry. Głowę mu okrywał kapelusz ceratowy z galonikiem.
Firanki w oknie karety rozchyliły się i wyjrzała stamtąd zaciekawiona Luiza Pointdekster. Nigdy jeszcze w rzeczywistości nie widziała takich „bohaterów“. Gdyby nieznajomy wiedział, jak bardzo podobał się młodej kreolce, byłby z tego dumny ogromnie.
— Doprawdy nie wiem, jak państwu wskazać drogę — rzekł mniemany „bohater“. — Chociaż znam ją dobrze. Ale i ja muszę jechać ku brzegom rzeki Leony o pięć mil za fortem. Więc podążajcie państwo za mną, moimi śladami. Żegnam, gentlemani!
Powiedziawszy to, nieznajomy uderzył konia ostrogami i pomnął galopem. Tak nieoczekiwany odjazd wydał się plantatorowi niegrzecznym, ale zaledwie pomyślał o tem, gdy spostrzegł, że nieznajomy pędzi z powrotem.
— Obawiam się, — zawołał jeździec — aby ślady mojego konia nie pomieszały się ze śladami koni indyjskich, które przejeżdżały tędy po pożarze. A chociaż mój koń podkuty, to czyż potraficie