Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/41

Ta strona została skorygowana.

— Nie, martw się, Felimie — odrzekł Maurice z uśmiechem. — Whisky na dzisiaj nam starczy i zapewne na jutrzejszą drogę. Bądź spokojny, stary! Przywiążmy najprzód naszą klacz, a o zapasie wódki pomówimy potem.
Gerald zaśmiał się i zeskoczył z konia.
Klacz zaprowadzono do cienia i przywiązano do drzewa.
Zmęczony Gerald wyciągnął się wygodnie na połowem łóżku z końskich skór i próbował zasnąć. Nikt nie wiedział, na co był mu potrzebny pstrokaty mustang, a on tymczasem polował na niego w ciągu trzech dni. Zresztą, nie bacząc na zmęczenie, nie mógł uleżeć spokojnie, to jakaś myśl napastowała go stale. Gdyby nie dzisiejsza zdobycz, należałoby sądzić, że chęć pojmania upatrzonego w stepie konia podrywa go z miejsca. Ale wszak pstrokaty jest już na uwięzi, a Moris nie może znaleźć chwili spokoju.
Podpatrujący go od pewnego czasu służący Felim postanowił nareszcie zbadać rzecz całą i zapytał:
— O, Matko Najświętsza, co się z panem dzieje, mister Maurice? Widzę, że nie może pan zamknąć oczu od chwili powrotu do domu i okazuje w swych ruchach tyle niepokoju. Czy czasem nie zakochał się pan w jakiej meksykańskiej dzieweczce? Chociaż ród Geraldów nie można posądzać o to!
— Głupstwo, stary! Zdaje ci się tylko.