Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/76

Ta strona została skorygowana.

wstrzymać, co też udało mi się zrobić, jak pan to widział.
— Czy wcześniej nie mogła go pani wstrzymać?
Dziwna myśl błysnęła Mauriceowi i z niecierpliwością czekał odpowiedzi.
— Możebym go wstrzymała, gdybym zechciała... Ale ogromnie lubię szaloną jazdę w prerji, gdzie nie potrzebuję się obawiać, że ktoś mi stanie na przeszkodzie. Zresztą wolę być sama, niż narażać się na komplementy, które mi sprawiają przykrość.
Gerald był trochę rozczarowany i zdumiony zarazem, ale nie zdążył odpowiedzieć pięknej kreolce, gdy nagle rozległ się huk, przeraźliwy krzyk i tętent kopyt aż zadrżała ziemia.
— Dzikie ogiery! — krzyknął Maurice z trwogą w głosie.
— Czy mogą one zrobić co złego? Wszak są to te same mustangi...
— Tak, ale o tej porze roku okrucieństwem swem dorównują najstraszniejszym tygrysom.
— Cóż więc mamy robić? — zapytała z lękiem kreolka, przysuwając się instynktownie do swego obrońcy.
— Są dwa sposoby: pierwszy zostawić nasze konie i wleźć na drzewo, drugi — uciekać, co sił starczy, choć coprawda konie mamy pomęczone.
— Więc puścimy się w drogę natychmiast?
— Wolałbym, aby wierzchowce nasze odpoczęły trochę. Dzikie ogiery mogą nas nie zauwa-