Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 027.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A może pan dyrektor zechce butersznicik! — ofiarowywał uprzejmie Szwarc.
— Tylko trochę koszerny.
— To znaczy, że lepszy niźli pan jadasz, panie von Horn!
Horn przyniósł herbatę i zatrzymał się na chwilę.
— Co panu jest? — zapytał go Borowiecki, który z nim znał się bliżej.
— Nic — odparł krótko i powlókł niezawistnym spojrzeniem po Szwarcu, który rozwijał butersznity z gazety i układał je przed Borowieckim.
— Wyglądasz pan bardzo źle.
— Panu Horn nie służy fabryka. Po salonach trudno mu się przyzwyczaić do kantoru i do roboty.
— Bydlę, albo inny parszywiec może się łatwo przyzwyczaić do jarzma, ale człowiekowi trudniej — syknął ze złością, ale tak cicho, że Szwarc nie zrozumiał słów, spojrzał uważnie, uśmiechnął się tępo i szepnął:
— Panie von Horn! Panie von Horn! Może pan dyrektor spróbuje, jest tu kombinacya szynki z pulardą, bardzo dobra, moja żona jest sławna z tego.
Horn odszedł, usiadł przy biurku i błądził spojrzeniem po murach czerwonych, po oknach, za któremi bieliły się stosy szarpanej do przędzenia bawełny.
— Daj mi pan jeszcze herbaty.
Borowiecki chciał go wybadać.
Horn herbatę przyniósł i nie podnosząc oczów zawrócił się do odejścia.
— Panie Horn, może pan za jakie pół godziny przyjdzie do mnie?
— Dobrze, panie dyrektorze. Ja nawet miałem