Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 075.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Borowiecki depeszę schował do kieszeni i zerwał się z krzesła, poruszony nadzwyczaj.
— Straszna wiadomość. Pół Łodzi padnie — szeptał, teraz zrozumiał, że o tej wiadomości nic mu nie powiedział Knoll, bał się mu zaufać. — Pojechał do Hamburga kupować zapasy bawełny. Wykupi, co będzie mógł zdążyć, i weźmie mniejszych fabrykantów za łeb. Co za interes, co za interes! Teraz mieć pieniądze i jechać kupować. Aaa! — myślał i wszystko w nim zaczęło kipieć jakąś szaloną niecierpliwością, żądzą niepowstrzymaną zrobienia na tej, wypadkiem otrzymanej wieści, majątku. — Pieniędzy! Pieniędzy! — wołał w myśli, zrywając się z krzesła.
Oczy mu gorączkowo świeciły, wszystko się w nim trzęsło ze wzruszenia nadmiernego, pierwszym jego ruchem było uciekać stąd, do miasta, znaleźć Moryca i obgadać ten interes, i byłby może dał się porwać uniesieniu, ale weszła, a raczej wpadła do jadalni Lucy i rzuciła mu się prosto na szyję.
— Czekałeś, daruj mi, musiałam się przebrać zupełnie.
Ucałowała go i usiadła wskazując mu miejsce obok siebie bardzo spokojnym ruchem, bo wszedł lokaj i nalewał herbatę.
Nie mogła jednak usiedzieć spokojnie, co chwila wstawała do kredensów i przynosiła całe masy najrozmaitszych przysmaków i stawiała przed nim.
Miała na sobie blado-żółty jedwabny szlafrok z bardzo szerokimi rękawami, obszytymi kremowemi koronkami, naszytemi rzędem turkusów, ściągnięty w pasie złotym sznurem.
Olbrzymie włosy zwinięte były na tyle głowy