Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 290.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mela, nie zapomnij, że w sobotę urodziny Endelmanowej — zaczęła Róża na pożegnanie.
— Bratowa mnie dzisiaj prosiła, aby wam przypomnieć, że jesteście z upragnieniem oczekiwane.
— Wczoraj dostałam zaproszenie, ale czy będę — nie wiem!
— Przyjdźcie koniecznie, zobaczycie masę osobliwości, będziemy wspólnie kpić z bratowej. Szykuje się niespodzianka dla łaskawych gości: koncert, nowy obraz i ta tajemnicza Trawińska.
— Będziemy, warto ją obejrzeć.
Wysocki sprowadził Melę do powozu.
— Nie wsiądziesz? — zapytała zdumiona, bo podawał rękę na pożegnanie.
— Nie, daruje mi pani.... Potrzebuję się przejść.... Jestem tak zdenerwowany — tłómaczył się dosyć niewprawnie.
— A... to dobranoc panu! — powiedziała z naciskiem, dotknięta jego odmową, ale nie zważając na to, pocałował ją w rękę. Żałowała bardzo swej ostrości i jeszcze z powozu odwróciła się do niego.
— Pójdźmy gdzie do knajpy — rzekł Bernard.
— Nie, dziękuję, nie jestem dzisiaj usposobiony.
— Pójdziemy do Chateau.
— Muszę zaraz iść do domu, matka na mnie czeka.
— Nie podoba mi się takie gadanie, ty cały jesteś dziwny od pewnego czasu, wyglądasz jakbyś połknął bakcylla miłości.
— Nie, daję ci słowo honoru, że się nie kocham.
— Kochasz się, tylko nie zdajesz sobie jeszcze z tego sprawy.