Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 336.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
XII.


Pod drzwiami mieszkania, na trotuarze, czekała na niego kobieta z czworgiem dzieci, ta sama, która wciąż się starała o wynagrodzenie za śmierć męża.
— Wielmożny Panie! a to z pokorną prośbą przyszłam — błagała, rzucając mu się do nóg.
— Czego chcecie? — zapytał ostro.
— A to wedle tego, co wielmożny pan mi obiecali, że fabryka zapłaci mi za to, co maszyna mojego rozerwała.
— A, to Michalakowa? — zapytał łagodniej, patrząc na jej czerwone oczy i twarz wynędzniałą i siną, przejedzoną przez nędzę.
— Michalakowa, jużci ta sama, co już ode żniw...
— Mają wam zapłacić dwieście rubli. Trzeba wam iść do pana Bauera, bo on wam zapłaci i tam u niego jest cała sprawa.
— Byłam jako i dzisia u tego Niemca, ale ten zapowietrzony kazał me ze schodów ściepnąć i pedział przez lokaja, że me wsadzi do kryminału kiej go będę nachodziła jak un ma swoje święto. Ażebyś zmarniał psubracie za moje siroctwo i poniewierkę.