Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 343.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

nieważ niedługo zaczną się schodzić zwykli niedzielni goście.
— A gdzie panna Kama?
— W salonie. Niedawno słyszałam Picola, to tam być musi i panna Kama.
Jakoż znalazł Kamę, śpiącą na kozetce. Picolo zawarczał cicho na intruza, ale poznawszy go, schował biały kudłaty łeb w jej włosy i zamilkł.
Kama spała na wznak, z rękami pod głową. Przez otwarte drzwi z przedpokoju oblewało ją światło i złociło jej dziecinną, zarumienioną twarzyczkę, otoczoną pierścionkami czarnych włosów pozakręcanych w białe szpilki.
Wyszedł po cichu, aby jej nie zbudzić.
— Nie mam nawet gdzie pójść — myślał, bo chociaż pamiętał, że obiecał być dzisiaj o zmroku u Lucy, nie poszedł.
Teraz gdy miał tak rozmiękczoną duszę melancholijnemi przypomnieniami Emmy i tak pełną przeróżnych drgań, Lucy była mu wyrzutem sumienia.
Gniewała go swoją ordynarnością i głupotą. Nie mógł się w niej teraz dopatrzeć ani jednej z tych zalet, jakie jeszcze wczoraj widział.
I na pewno, gdyby mógł mówić o niej w tej chwili, toby ją odsądził od wszystkiego, aby tym sposobem usprawiedliwić się przed sobą i uspokoić nieco roztrzęsione nerwy.
Nie namyślając się już poszedł do hotelu, do Kurowskiego, z którym się kilka tygodni nie widział.
— Pan Kurowski? — zapytał na pierwszem piętrze posługacza.
— Zaraz się dowiem czy wstał.