Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 364.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wypełzłe przy ognisku kuchennem oczy, poruszające się ciężko w pomarszczonej, martwej twarzy.
Miała na sobie jakiś barchanowy w kratkę kaftan i chustkę wełnianą na głowie, zawiązaną pod brodę.
Wyglądała jak stara kucharka, bo nawet jakiś zapach rosołów i frytur otaczał ją i rozlewał się po pokoju.
Najlepiej się przeto czuła w kuchni z pończochą w ręku, która teraz wyglądała z kieszeni fartucha.
— Jakże pani zdrowie? — zapytał w końcu z rozpaczą.
— Dobrze, bardzo dobrze — odpowiadała złą polszczyzną i spoglądała niecierpliwie na drzwi, któremi miała wejść Mada.
— A pana żona i dziecka? — zapytała po długim namyśle.
— Jestem jeszcze kawalerem, łaskawa pani.
— Ja, ja! i mój Wilhelm jeszcze kawaler. Pan zna moja Wilhelma?
— Mam przyjemność go znać. Czy już wyjechał?
— Ja, do Berlina — odpowiedziała z westchnieniem i byłaby się powoli może rozgadała, ale Mada weszła i tak promieniejąca zadowoleniem, że stara popatrzyła na nią, obciągnęła jej stanik i wyszła.
— Widzi pani, że czasami umiem dotrzymać słowa.
Podał jej długi spis książek, jaki mu zrobił Horn, który z literaturą był w bliższych stosunkach.
— A było panu bardzo trudno? — zagadnęła akcentując słowa na ostatnich literach.
— Było mi bardzo łatwo, ponieważ pani sobie tego życzyła.