Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 369.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale poco ty, Mada, trzymasz tutaj pana, przecież mamy pałac dla gości.
— Może pan pozwoli dalej? — szepnęła.
— Pójdźmy, pokażę panu moją chałupę.
— O której cuda opowiadają w Łodzi.
— Zobaczysz pan; kosztuje mnie całe sto sześćdziesiąt tysięcy rubli, ale wszystko nowe. Ja nie kupuję starych gratów, jak Endelmanowie, mnie stać na nowe.
Obciągnął na dość wydatnym brzuchu kaftan i wydął pogardliwie usta na wspomnienie starych, bardzo cennych mebli Endelmanów.
Szli wązkimi schodami, jakie prowadziły ze starego domu na pierwsze piętro pałacu, bo cały jego parter zajmował kantor główny fabryki.
Mada biegła naprzód i otworzyła wielkie drzwi, u których klamki schowane były w barchanowe futerały.
— Dobrze, że pan przyszedł — gadał Müller, sapiąc i przerzucając ustawicznie cygaro w ustach.
— Dawno pragnąłem, ale nigdy mi czas nie pozwalał.
— Ja wiem, ja wiem! — zawołał klepiąc go w łopatkę.
— U nas nudno, to się pan bał przyjść — szczebiotała Mada, wprowadzając ich do pałacu.
— Niech pan siądzie na tej ładnej kanapie — zapraszał Müller.
Mieszkanie tonęło w półzmroku, ale Mada popodnosiła story do góry i jaskrawe światło dnia zalało szereg pokojów umeblowanych z przepychem.
— A może pan zapali dobre cygaro?
— Nigdy nie odmawiam.