Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 383.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

trząsł się cały z trwogi, i zaczął gwałtownie dzwonić na dyżurnego lokaja, śpiącego na dole.
— Idź prędko, niech tutaj zaraz przyjdzie doktór — wołał sinemi ustami.
A gdy po pewnym czasie przyszedł Hamerstein, rzekł mu:
— Mnie coś jest! Obejrzyj-no mnie i zaradź.
— Nic nie widzę — odpowiadał zaspany doktór, obejrzawszy go dosyć starannie.
Bucholc zaczął mu opowiadać swój stan.
— Jak się pan prezes wyśpi, to i wszystko przejdzie.
— Głupiś! — odparł mu porywczo Bucholc, ale wielką dozę chloralu zażył i wkrótce zaraz zasnął.
Borowiecki zmęczony nadprogramową pracą, pojechał do miasta na herbatę.
U Roszkowskiego pusto było już w tej godzinie, tylko w ostatnim pokoju cukierni za lustrem siedziało trzech mężczyzn: Wysocki, Dawid Halpern i Myszkowski, inżynier z fabryki barona Meyera.
Przysiadł się do nich, bo znał dwóch ostatnich, a z Wysockim zaraz go poznajomili.
Dawid Halpern, pochylony nad stolikiem, bił w niego chudemi rękami i prawie krzyczał:
— Pan, panie Myszkowski, nie wie, co daje ta praca w Łodzi, bo pan wiedzieć nie chce, ale ja pana zaraz przekonam, ja panu pokażę rezultaty!
Wyjął z pugilaresu kilka wycinków z „Kuryera” i podsuwając mu pod oczy czytał:
— Słuchaj pan: „Od dnia 22 do 28 wywieziono z Łodzi: wyrobów żelaznych 1.791 pudów, przędzy 11.614 pudów, wyrobów bawełnianych 22.852 pudów, wyrobów wełnianych 10.309 pudów”. To panu nic nie mówi, to