Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 069.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dużo zostawił? — zapytał bankier w przerwie, oglądając sobie paznokcie.
— Sześć milionów franków.
— Ładny grosz. W czem?
— W trzyprocentowej rencie francuskiej i w Suezach.
— Doskonały papier. W czem robił?
— W literaturze, bo...
— Co? W literaturze?... — zapytał zdziwiony, podnosząc oczy na niego i gładząc faworyty.
— Tak, bo to był wielki poeta, wielki pisarz.
— Niemiec?
— Francuz.
— Prawda, ja zapomniałem, przecie to jego ta powieść „Ogniem i mieczem”. Mnie Mery ładne kawałki z niej czytała.
Blumenfeld nie przeczył, przeczytał listy, wynotował odpowiedzi, pozbierał papiery i chciał odchodzić, ale bankier zatrzymał go skinieniem.
— Pan podobno gra na fortepianie, panie Blumenfeld?
— Skończyłem konserwatoryum w Lipsku i klasę fortepianową u Leszetyckiego w Wiedniu.
— Bardzo mi przyjemnie. Ja bardzo lubię muzykę, a szczególniej te śliczne kawałki, jakie śpiewała Patti w Paryżu. Dobrze pamiętam, o... — i zaczął nucić dyskretnie jakąś uliczną aryetkę operetkową. — Ja mam dobre ucho, nieprawda?
— Istotnie zadziwiające — odpowiedział Blumenfeld, przypatrując się olbrzymim, sinawym uszom bankiera.
— Mnie przyszła myśl, żebyś pan dawał lekcye mojej Mery. Ona dobrze gra i to nie będą lekcye, bo