Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 072.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam pana prezesa, bardzo przepraszam — szeptał uniżając się w pokorze i onieśmieleniu.
— Pogadamy po przyjacielsku. Co ja mógłbym im dać?
— To już pan prezes sam zadecyduje.
— Więc przypuśćmy, że dałbym im tysiąc rubli, więcej nie mógłbym, rok zamkniemy z grubą stratą, ja to czuję.
— Mamy dotychczas zdwojony obrót w porównaniu do roku zeszłego.
— Cicho pan bądź, ja mówię, że ze stratą, to inaczej być nie może. Więc weźmy tę okrągłą cyfrę tysiąc rubli. Ile mamy ludzi w kantorze?
— Piętnastu jest nas razem.
— Ile w filii?
— Pięciu.
— To razem dwadzieścia osób. Co każdy może dostać z tych pieniędzy? Jakieś trzydzieści do pięćdziesięciu rubli, bo trzeba odtrącić procent na kary. Teraz ja się pana zapytam, co może komu przyjść z takiej marnej sumy? Co ona może komu pomódz?
— Przy takich małych płacach jak u nas, to i te kilkadziesiąt rubli będą bardzo wielką pomocą.
— Głupi pan jesteś i źle pan liczysz! — zawołał z gniewem i zaczął prędko chodzić po pokoju.
— My pieniądze rzucimy w błoto, panie Szteiman, jak my je rozdamy. Ja panu zaraz powiem, co się z nich zrobi. Pan swoje ulokuje w loteryi, bo pan grasz, ja wiem o tem. Perlman kupi sobie nowy garnitur, żeby się spodobać Weberkom. Blumenfeld kupi sobie różne głupie kawałki muzyczne. Kugelman sprawi żonie wiosenny kapelusz. Szulc pójdzie do szansonistek.