Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 078.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prezes telefonował po mnie, a ja również się tutaj wybierałem.
— Interes, co? to załatwimy go prędko, bo ja mam z panem pogadać w pewnej bardzo delikatnej sprawie.
— Interes taki: Adler et Comp. potrzebuje wielkiej partyi wełny, zwrócili się do mnie o to. Ja wełnę mam, ale potrzebuję na nią pieniędzy.
— Dam panu pieniędzy, zrobimy do spółki, dobrze?
— A no jak zwykle, zarobimy na tem piętnaście procent.
— Ile panu potrzeba?
— Trzydzieści tysięcy marek, na Lipsk.
— Dobrze, wyślę panu telegraficznie. Kiedy pan pojedzie?
— Dzisiaj w nocy, za tydzień będę z powrotem.
— Interes załatwiony! — zawołał wesoło bankier, odsunął się nieco od biurka, zapalił cygaro i długo przypatrywał się Weltowi, który gryzł gałkę laski, poprawiał binokle i również patrzył badawczo.
— Jakże bawełna poszła? — zapytał pierwszy Grosglück.
— Sprzedaliśmy połowę.
— Wiem, wiem, zarobiliście podobno siedmdziesiąt pięć procent, a cóż z resztą?
— Resztę sami przerobimy.
— Fabryka rośnie?
— Za miesiąc będzie pod dachem, za trzy umontują maszyny, a w październiku puszczamy w ruch.
— Lubię taki pośpiech, to po łódzku, ślicznie! — dodał ciszej i uśmiechał się dyskretnie. — Borowiecki to mądry człowiek, ale...