Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 079.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zawahał się, uśmiechnął ironicznie i zakrył twarz kłębem dymu.
— Ale?... — podchwycił Moryc ciekawie.
— Ale on lubi za bardzo romanse z mężatkami, to nie wypada na fabrykanta.
— To mu nic nie przeszkadza, a przytem ożeni się nie długo, bo ma już narzeczoną.
— Narzeczona to nie weksel, to zwyczajny rewers, który można nie zapłacić w terminie, za to nie ogłoszą bankructwa, Ja bardzo lubię Borowieckiego, ja go tak lubię, że gdyby on był nasz, to ja dałbym mu moją Mery, ale...
— Ale... — podchwycił znowu Moryc, bo bankier zrobił długą przerwę.
— Ale ja mu muszę zrobić przykrość, co mnie jest tak nieprzyjemne, tak bardzo nieprzyjemne, że muszę pana prosić, abyś mnie przed nim wytłómaczył.
— Cóż takiego? — zapylał Welt niespokojnie.
— Ja mu musiałem cofnąć kredyt — szepnął bankier z bolesną miną i udawał szczerze zmartwionego, mlaskał ustami, gryzł cygaro, wzdychał, a obserwował Moryca, który napróżno usiłował wsadzić binokle i zapanować nad sobą.
Wiadomość ta zrobiła na nim piorunujące wrażenie, uspokoił się jednak szybko, pogładził brodę i sucho zawołał:
— Znajdziemy kredyt gdzieindziej.
— Ja wiem, że znajdziecie i dlatego mnie jest bardzo przykro, że z wami nie będę mógł robić interesów.
— Dlaczego? — zapytał prosto Moryc, bo twarz