Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 098.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczął się wypytywać o zdrowie, jak spała tej nocy, jak się czuje itd., bo jej stan przejmował go jakąś dziwną czułością i rozrzewnieniem.
— Dobrze, dobrze! — odpowiadała po niemiecku i jakby się budząc z długiego uśpienia wlekła oczami po pokoju, patrzyła długo na fotografie wnuków i dzieci, wiszące na ścianach, goniła wzrokiem wahadło zegara, potem próbowała robić pończochę, która się wysunęła zaraz z jej rąk wychudłych i bezwładnych.
— Dobrze, dobrze! — powtórzyła bezmyślnie i znowu zapatrzyła się w długie liście akacyi, chwiejące się za oknem.
Nie zwróciła nawet uwagi na frau Augustę, która kilkakrotnie przechodziła przez pokój, poprawiała poduszki i szła dalej, ani na męża, który stanął przy łóżku i długo patrzył przekrwionemi oczami na jej twarz wychudłą, szaro-żółtą.
— Maks! — szepnęła i jej trupia twarz ożywiła się na chwilę na odgłos zbliżających się kroków syna.
Maks wszedł i pocałował ją w rękę.
Przycisnęła mu głowę do piersi i pogłaskała, ale gdy poszedł na obiad, patrzyła znowu w okno.
Obiady bywały krótkie i milczące, bo wszystkim ciężyła ta atmosfera smutku.
Stary Baum zmienił się do niepoznania, wychudł jeszcze bardziej i zgarbił się, twarz mu zczerniała i pocięła się w długie fałdy koło nosa i ust, które wyglądały jakby wycięte w drzewie.
Usiłował rozmawiać, zaczynał pytać, jak im idą roboty przy fabryce, ale zwykle nie kończył, urywał i wpadał w stan zamyślenia, przestawał jeść i patrzył przez okno na mury Müllera, albo się ślizgał oczami po szkla-