Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 105.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Orzechowe oczy nabrały połysku miedzi, a dumna, piękna twarz rozpaliła się oburzeniem.
— Panna Mela cieszy się w Łodzi opinią bardzo zacnej i rozumnej, a że przytem jest bardzo bogata i zupełnie przystojna, więc...
— Więc nic z tego, bo to tylko żydówka! — szepnęła z mocną, prawie nienawistną pogardą.
— Prawda, to tylko żydówka, ale jeśliby ta żydówka kochała i była nawzajem kochaną przez syna pani, to kwestya jasna i przeciwieństwa wyrównane — mówił dosyć twardo, bo go irytował ten protest i wydawał mu się śmiesznym.
— Mój syn może się kochać nawet i w żydówce, ale nie może myśleć o połączeniu naszej krwi z krwią obcą, z rasą wstrętną i wrogą.
— Pozwolę sobie widzieć wielką przesadę w tem co pani mówi.
— A dlaczegóż pan się żeni z Anką? Czemu pan sobie nie wybrał żony z pośród łódzkich żydówek lub niemek, co?
— Bo mi się żadna z żydówek i niemek nie podobała aż do stopnia małżeństwa, ale gdyby się tak stało, nie wahałbym się ani chwili. Nie mam żadnych kastowych, ani rasowych przesądów i uważam je za przeżytki — powiedział zupełnie seryo.
— Jacy wy ślepi jesteście, jak wy tylko patrzycie oczami zmysłów, jak wy nie dbacie o jutro, o własne przyszłe dzieci, o przyszłe całe pokolenia — zawołała, załamując ręce w grozie, oburzeniu i politowaniu.
— Dlaczego? — zapytał krótko, patrząc na zegarek.
— Dla tego, że możecie wybierać żydówki na ma-