Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 132.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

go ramionami, ukryła mu twarz na piersiach i jak dziecko skarżyła się cichym, urywanym szeptem na swoją dolę nieszczęśliwą, nie zważając na obecność Horna.
Urządzili jej zaraz mieszkanie z pokoju brata, który się przeniósł do pokoju Horna, zamknęła się w nim i nie chciała wyjść na herbatę, jaką zagotował Horn.
Adam sam jej zaniósł.
Wypiła trochę; rzuciła się na łóżko i zasnęła natychmiast.
Adam zaglądał do niej co chwila, pookrywał ją czem mógł, wytarł chusteczką jej twarz, bo łzy pomimo snu płynęły z pod zamkniętych powiek, potem powrócił i szepnął cichym głosem:
— Domyślacie się, co się stało?
— Nie, nie i proszę was bardzo, nie mówcie mi, bo widzę jak was to boli. Ja zaraz wychodzę.
— Zostańcie jeszcze chwilę. Słyszeliście, musieliście słyszeć co mówili o Zośce?
— Na plotki nigdy nie zwracam uwagi, nigdy ich słuchać nie chcę — rzekł Horn wymijająco.
— To nie plotki, to prawda! — rzekł ostro, wstając z miejsca.
— Więc cóż poczniecie? — zapytał z wielkiem współczuciem.
— Idę w tej chwili do Kesslerów! — szepnął twardo i zielone oczy błysnęły mu takim tonem jak szmelcowana lufa rewolweru, który schował do kieszeni.
— To na nic się nie przyda, z bydlęciem nie można spraw ludzkich załatwiać.
— Spróbuje, a jak mi się nie uda, to...