Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 141.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ja pana przekonam, że ten łajdak robi więcej dla tej nędzy, sam, niż wy wszyscy razem inteligenci i różne resztki szlacheckie. Proszę, spojrzyj pan w tę książkę, jest to całoroczny rachunek sum wypożyczanych i procentów, jakie przyniosły za rok ubiegły. Książkę prowadził mój poprzednik, a tutaj jest moja książka, prowadzona od nowego roku. Porównaj pan cyfry pożyczek i dochodów.
Horn bezwiednie prawie rzucił okiem i zobaczył, że suma dochodów w drugiej książce była o połowę mniejszą niż w pierwszej.
— Cóż to znaczy, dlaczego?
— Znaczy to, że o sto pięćdziesiąt procent biorę mniej niż mój poprzednik. Znaczy to, że, jak rachunki mówią, daję z własnej kieszeni nędzarzom od stu do dwustu rubli miesięcznie, bo właśnie te sto pięćdziesiąt procent stanowiły moje wynagrodzenie dodatkowe. Zrzekłem się go i nie szukam w tem chluby.
— Darowuje pan im ich pieniądze, wielka łaska, istotnie!
— Mówisz pan jak człowiek, nie mający pojęcia o interesach.
— Nie, tylko jako człowiek, który nie uważa za bohaterstwo branie zamiast trzystu procent, sto pięćdziesiąt.
— Dobrze, nie mówmy o tem! — zawołał Wilczek i zniechęconym ruchem rzucił książki w głąb kasy ogniotrwałej, stojącej w kącie i zaczął bębnić w stół i patrzał na wiśnie kołyszące się za oknem.
Był bardzo ponury, bo się obawiał, że przez niego ta wieść o operacyach lichwiarskich rozleje się po Ło-