Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 185.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

bert Kessler! który chciał być pani, panno Anko, przedstawionym od godziny... — powiedział ironicznie Kurowski, przedstawiając nizkiego, krępego człowieka, z głową wciśniętą w ramiona i ozdobioną wielkiemi uszami, co przy śpiczastej, omszonej żółtym włosem czaszce, robiło ją podobną do głowy wielkiego nietoperza; twarz miał jakby ze skóry końskiej, źle wyprawionej i źle naciągniętej; usta podobne do szpary podłużnej i mocno wystające szczęki obrośnięte były czerwonym, krótko przyciętym włosem.
Przywitał się z wielką swobodą i gdy usiedli w salonie, usiadł przy Ance, położył na kolanach swoje ręce węzłowate, obrośnięte czerwonym włosem i wpił się żółtemi, bystremi oczami w twarz Anki z taką natarczywością, że ta, nie mogąc znieść tego spojrzenia, które ją denerwowało i przenikało dziwnym strachem, odeszła śpiesznie, nie zamieniwszy z nim ani jednego słowa.
— Ona jest piękna, ona jest zadziwiająco piękna! — szepnął po dłuższem milczeniu do Horna, który siedział obok niego.
— Pan się znasz przecież na pięknościach. W Łodzi coś wiedzą o tem! — odpowiedział z naciskiem Horn, przyszła mu bowiem na myśl Zośka Malinowska i te całe szeregi ofiar z pośród robotnic, które zmuszał do powolności tyranią i groźbą wydalenia z fabryki.
Kessler nie odpowiedział, spojrzał zimno i odwrócił się pogardliwie od niego do Maksa Bauma, który zdenerwowany, niespokojny, już od godziny chciał uciec z tego salonu — i nie mógł, trzymany na uwięzi obecnością Anki.
W salonie tymczasem zrobiło się bardzo luźno; całe fale przepłynęły, złożyły powinszowania, obejrzały