Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 193.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Müller przysiadł się do Niny i co chwila klepał ją po plecach z ukontentowania; nie widząc dookoła rozśmieszonych twarzy ani zakłopotania Trawińskiej, gadał głośno.
— Bardzo mi dobrze u państwa! Ja mam ładny pałac, ale mnie tam siedzieć nie dobrze. Chciałbym mieć taką córkę jak pani.
— A cóż pan ma do zarzucenia pannie Madzie? Ślicznie dzisiaj wygląda.
— Ja, Mada śliczna, ale Mada jest głupia. Ja ją chcę wydać za Polaka, żeby oni mieli takie salony jak państwo i tak samo przyjmowali gości, tobym u nich zawsze siedział. Mnie się to bardzo podoba.
— Będzie to panu trudno w Łodzi, bo tutaj niema takich bogatych, za których zgodziłbyś się pan wydać córkę — szepnął Kurowski siedzący obok Niny.
— Aha, pan Kurowski! Jabym za pana dał Madę, albo i za Borowieckiego, wy jesteście porządne fabrykanty.
— Dziękuję, dziękuję! — szepnął drwiąco Kurowski, ściskając mu rękę. — Ale są lepsi od nas, a nawet już coś słyszałem o zamiarach Kesslera.
— Kessler! Niech on się żeni ze swoją małpą w menażeryi, a nie z moją córką. Pan wie, on jest cham i łajdak! — wybuchnął, ale potem zaczął się śmiać bardzo serdecznie chciał pocałować w szyję Ninę... Był zupełnie pijanym.
— Co pani tak humor popsuło? — zapytał Karol cicho.
Mada nic nie odpowiedziała, tylko przysłaniając chustką drgające od wstrzymywanego płaczu usta i twarz