Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 205.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idę w tej chwili! Dobranoc państwu.
— I na mnie czas — powiedziała Nina.
— Jest tak pięknie na świecie, że panią odprowadzę. Pan Karol z nami pójdzie?
Karol skłonił się na zgodę, ale nie był zadowolony z projektu Anki, bo mu się spać chciało.
— A propos panny Grünszpan — zawołał doktor ze swego gabinetu, bo już był w palcie. — Miejcie państwo dla niej nieco wyrozumienia, choćby dla tego, że to moja przyszła żona.
Matka zerwała się gwałtownie, ale doktor nie czekał, wybiegł śpiesznie do Baumów.


∗             ∗

Kiedy Maks na wezwanie Józia wybiegł od Trawińskich i przyleciał do domu, matka już co chwila traciła przytomność.
Wielki pokój napełniał brzask zórz zachodnich i obtulał wszystko w mrok czerwonawy, w którym twarz konającej, wpatrzonej w dalekie pustynie nieba, stygła i pokrywała się sinością.
Jedna tylko gromnica, ściskana kurczowo, chwiała mętne, złotawe błyski po jej spokojnej, operlonej rosą konania twarzy.
Frau Augusta klęczała u wezgłowia i rozpłakana modliła się półgłosem.
Stary Baum siedział w nogach łóżka z kamienną, zimną twarzą i rozpalonemi od łez wewnętrznych oczami patrzył w żonę; ani jeden muskuł mu nie drgał, ani jedna łza nie stoczyła się z pod czerwonych powiek. Siedział na pozór spokojny, opierał się o poręcz krze-