Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 260.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.


U Grünszpanów trafił na familijną naradę.
Grünszpan biegał po pokoju, krzyczał i bił pięścią w stół, Regina siedziała pod oknem i również krzyczała, płacząc ze złości na przemian, stary Landau siedział przy stole w wielkiej jedwabnej czapce zsuniętej na tył głowy i odwinąwszy ceratę pisał kredą długie kolumny cyfr. Grosman jakiś blady i zmęczony leżał na kanapce i puszczał melancholijnie kłęby dymu, a czasami z ironią spoglądał na żonę.
— To jest złodziej, to jest największy łódzki złodziej! Mnie przez niego szlak trafi... on mnie zabija! — krzyczał stary.
— Kiedyś wyszedł stamtąd? — zapytał Moryc Grosmana.
— Przed godziną.
— Cóż, bardzo tam przyjemnie? — szeptał drwiąco.
— Przekonasz się sam, nie minie cię to przecież, z tą tylko odmianą, że będziesz siedział za własne grzechy, a nie za grzechy teścia i żony, jak ja.
— Ty Albert nie bądź głupi i nie gadaj takich rzeczy. Moryc jest nasz, Moryc wie jak sprawy stoją ale jak mówisz, to on może uwierzyć, że co w Łodzi