Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 272.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to pieniądz niezły — rzekł Karol, podnosząc głowę z nad papierów.
— To pieniądz gruby — poprawił Moryc.
— Tak, jeśli towarzystwo asekuracyjne wszystko wypłacić zechce — powiedział Karol z naciskiem, bo go zirytowała ta wiadomość, że Moryc za jednym zamachem zdobywał piękną pannę i duży posag, a on, on musi się wiecznie męczyć...
— Przyniosłem ci pieniądze.
— Właśnie się obliczałem, że może nie będę potrzebował brać od ciebie. Znalazłem kogoś, który chce mi dać na weksel z terminem półrocznym i na osiem procent tylko — powiedział umyślnie, bo pieniędzy nie miał, ale chciał mu zrobić przykrość.
— Bierz! Ja umyślnie dla ciebie pieniądze wydobyłem i zapłaciłem procent z góry.
— Zatrzymaj pieniądze dni kilka, gdybym nie wziął, zwrócę ci koszta.
— Nie lubię takich warunkowych interesów — mówił niezadowolony.
— Więc panna Mela cię przyjęła? Dziwi mnie to trochę...
— Dlaczego? Cóż mi masz do zarzucenia? — pytał prędko, gniewnie.
— Wyglądasz na kantorowicza, ale to nie przeszkadza, tylko że...
— Powiesz, proszę cię...
— Tak się podobno kochała w Wysockim — powiedział tonem zdziwienia, pełnego złośliwości.
— To jest taka prawda, jakby kto mówił o bankructwie Szai.
— Dlaczegóż nie miałaby się w nim kochać? Ona