Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 290.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kojny wzrok Anki, rozjaśnił twarz i miękkim głosem zapytał:
— Cóż tu nowego słychać? Nie mogłem być na obiedzie, bo jeździłem do Piotrkowa, przepraszam, że nie zawiadomiłem, nie było już czasu, bo wyjechałem niespodziewanie. Była tu pani Trawińska?
— Była, ale popołudniu odwiedziła nas pani Müllerowa z Madą.
— Müllerowa z Madą? — zapytał ze zdumieniem.
— Przyszły po sąsiedzku. Bardzo przyjemne kobiety i tak obie zgodnie wychwalały pana. Narzekały, że pan o nich zapomina.
— Także pretensye, byłem u nich parę razy zaledwie.
Wzruszył ramionami.
Anka spojrzała zdziwiona, bo Mada mówiła wyraźnie, że Karol na wiosnę bywał u nich prawie codziennie na herbacie.
— Prawda, jaka z tej panny Mady typowa gęś?
— Mnie wydała się bardzo rozsądną i bardzo prostą i szczerą, nawet za szczerą... Dziwię się, czemu pan Maks odzywa się o niej zawsze z taką niechęcią.
— Maks łatwo się uprzedza.
Wiedział dlaczego Maks jej nie lubi.
Pił herbatę śpiesznie, zmuszając się do tego, aby Ance odmową nie robić przykrości i rozmyślał nad tą dziwną wizytą.
Po co one przyszły?
A może Anka umyślnie szukała zbliżenia.
Wypytywał się o szczegóły wizyty, Anka opisywała mu wszystko z drobiazgowością i szczerze wyrażała swoje zdumienie z ich przyjścia.