Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 296.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

po rączkach, obłapta za nóżki! — zawołał, nie mogąc dokończyć mowy.
Jakoż po tem energicznem przemówieniu otoczyli Ankę kołem i całowali ją po rękach, a mniej śmieli po łokciach.
Ankę zalała ogromna radość i rozrzewnienie, mówić nie mogła ze wzruszenia, więc pan Adam przemówił słów kilka od siebie i kazał im dać wódki.
Na sam koniec sceny nadszedł Karol i, dowiedziawszy się o co im chodzi, kazał dać po raz drugi wódki i coś w rodzaju śniadania, i uścisnął bardzo serdecznie ręce robotników, ale uśmiechał się ironicznie, i gdy ludzie odeszli, powiedział drwiąco:
— Wzruszająca scena. Myślałem, że to dożynki, brakowało tylko pieśni i wieńca ze zbóż, był natomiast spleciony z wdzięczności i z dobrych uczynków.
— Widzę, że to jest łatwa zabawa, ironizowanie wszystkiego, bo zbyt często pan się w to bawi — powiedziała spokojnie na pozór, ale w głębi drżała gniewem.
— Nie moja zasługa, a... sposobności tak częstych.
— Dziękuję panu za szczerość. Wiem teraz już dobrze, że wszystko co robię jest śmiesznem, małostkowem, parafialnem i niemądrem, że to wszystko godne jest ironii, tylko ironii, a pan ją swobodnie wypowiada, bo to mnie tylko boleć może, a pana cieszy nieprawdaż? — mówiła rozdrażniona.
— Co słowo to oskarżenie i to bardzo ciężkie — rzekł Karol.
— I prawda.
— Nie, zupełna nieprawda, przywidzenie dla mnie bardzo bolesne.
— Bolesne! — zawołała ironicznie.