Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 343.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kessler pluje — pozwalamy, bo odsłania przytem swoje dziecinne ząbki. A przytem ośmiesza się zupełnie tem przekonaniem, że skoro nam nawymyśla, obrzuci rasową pogardą i nienawiścią, to my z rozpaczy przepadniemy, lub ze strachu ustąpimy miejsca tym mądrym, pracowitym, cywilizowanym, szlachetnym niemcom. Głupi! nie wie, że naród, aby mógł żyć, rozwijać się i zwyciężać, musi być smagany batami nienawiści, musi być otoczony kołem szakalów gotowych go rozszarpać, a nie aniołami nucącymi hymny pokoju i miłości.
— Świat jest liczbą, powiedział Pitagoras, ale ty Kessler jesteś tylko zerem, przeraźliwem zerem, odosobnionem zerem — zawołał ze złością Myszkowski.
— Napijmy się — zaproponował Moryc, który zwykle słuchał tylko.
Napili się raz i drugi, zapalili cygara i milczeli czas jakiś.
Trawiński, który lubił rzucać luźne myśli i spostrzeżenia, nie związane z tokiem rozmowy, przerwał ciszę i zaczął mówić jasnym, bardzo melodyjnym głosem:
— Człowiek żyjący wyrachowaniem, człowiek dobrze funkcyonujące kółko wielkiej maszyny ogólnej, tworzy tylko szare tło społeczne, to zero w postępie, a wielkość w utrzymaniu status quo, to w najlepszym razie konserwator cywilizacyi, ale nie jej twórca.
— Czego pan chcesz, do czego zmierzasz, do kultu jednostek — rzucił żywo Wysocki.
— Stwierdzam tylko, że jednostki wybitne prowadzą świat naprzód, że bez nich byłaby noc, panowanie chaosu i ślepych żywiołów.
— A skądże się biorą te jednostki? Spadają z księżyca z gotowemi już tablicami praw, postępu, odkryć,