Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 348.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

większe kapitały, bo zdrowe ręce i głowę. Nie jadę przecież, aby uwodzić kobiety lub bawić się, jadę żyć wolno i swobodnie. Wspomnijcie mnie czasem, jeśli chcecie i pamiętajcie, nie marnujcie życia na robienie pieniędzy, nie róbcie z siebie bydląt pociągowych, nie stawajcie się maszynami, nie znikczemniajcie się pracą nadmierną.
Ucałował wszystkich, a najmocniej Kurowskiego i podrwiwając, aby ukryć wzruszenie, wyszedł.
— Waryat! — mruknął pogardliwie Kessler i również zaraz wyszedł z Morycem i Wysockim.
Pozostał tylko Kurowski i Borowiecki.
Kurowski zamglonemi oczami patrzył w jakąś dal i nie mógł stłumić żalu, jaki go przepełnił za odjeżdżającym.
— Chwilę ci tylko zajmę — zaczął Borowiecki.
— Siadaj, mamy dosyć jeszcze czasu do rana — powiedział, wskazując na okno, na świt, przeciekający przez zapocone szyby.
Karol długo opowiadał o swojej fabryce i stanie interesów, o potrzebie pozbycia się spólników, przytaczał zmowę, jaką zrobioną na niego, a w końcu zaproponował wejście do spółki.
Kurowski długo myślał, wypytywał o szczegóły, aż rzekł:
— Zgoda, ale pod jednym warunkiem. Zgóry uprzedzam, że warunek ważny i... może trochę dziwny.
— Postaw go.
— Może ci się nie podobać, ale... ale przyjmij spokojnie, po kupiecku.
— Czekam z ciekawością.
— Nie ożenisz się z Anką!