Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 354.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

błysków, z wyciem rzucał się zapamiętale, jakby szukając ucieczki z tych roztrzęsionych, potężnych murów.
— Z drogi! — ryknął Kessler i równocześnie uzbrojoną w kasket ręką wymierzył taki straszny cios, że Malinowski zatoczył się na ścianę, ale nie upadł, jak błyskawica rozwinął się w całej długości i runął na Kesslera, chwytając go stalowemi rękami za gardło i rzucając ze straszną siłą na przeciwległą ścianę.
— Ty... ścierwo... — warczał i coraz silniej go dusił, aż Kessler żygnął krwią i ledwie wyharczał:
— Puść... puść...
— Już cię teraz dokończę, tyś mój, mój... mój... — szeptał wolno i bezwiednie jakoś zwolnił ucisk palców. Wtedy Kessler oprzytomniał i szalonym ruchem rozpaczy rzucił się naprzód z taką siłą, że obaj upadli.
Malinowski go nie puścił, zczepili się wpół jak dwa niedźwiedzie i tarzali się z głuchym krzykiem, bili głowami o asfalt, rozbijali się o ściany i obmurowania maszyny, gnietli się kolanami, kąsali sobie twarze i ramiona, ryczeli z bólu i wściekłości.
Nienawiść i pragnienie mordu odebrały im przytomność, przewracali się potwornym kłębem, który co chwila się przewalał, unosił, padał znowu, zwijał, prężył, ryczał dziko i ociekający krwią, rozszalały, toczył dalej ten bój śmiertelny obok maszyny huczącej głucho, pod tem kołem, które co chwila już chwytało ich stalowymi kłami.
Szamotali się krótko, Malinowski brał górę i tak ściskał potężnie, że łamał tamtemu żebra i klatkę piersiową, wtedy Kessler ostatnim ruchem uchwycił go zębami za gardło.
Zerwali się równocześnie z ziemi, okręcili się do-