Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 368.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

stłumić niecierpliwości i niepokoju, który w miarę zbliżania się do Łodzi, wzrastał niepomiernie.
Bolesne refleksye rozgoryczały go coraz więcej.
Tyle lat pracy, wszystkie nadzieje, tyle wysiłków, tyle pragnień, cała przyszłość — wszystko to widział ulatujące z dymem.
Ból go targał tem sroższy, im bardziej czuł się bezsilnym, im bardziej protestował przeciwko złym, nienawistnym losom.
Śnieg padał coraz gęstszy, tak, że pomimo dobrego już dnia, nic nie było widać.
Pociąg biegł z szaloną szybkością i jakby przedzierał się przez te białe strzępy zasypujące świat, a Borowiecki wychylony przez okno chwytał spieczonemi ustami ostre powietrze i wskróś śnieżnych zasłon wypatrywał konturów fabryk i drżał taką niecierpliwością, że gryzł sobie palce, aby nie krzyczeć z bólu.
Maszyna jakby podzielała jego niepokój, bo gnała jakby pędzona szaleństwem; biegła zadyszana, rzucała się jak w konwulsyach, harczała z wysiłku, zgrzytała tłokami, oddychała obłokami dymu i podobna do olbrzymiego żuka huczącego wskróś śnieżnych płaszczyzn leciała zapamiętale, naprzód, bez tchu, jakby w nieskończoność.