Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 369.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.


Poprzedniego popołudnia Anka jak zwykle o tej godzinie siedziała przy panu Adamie, który dzisiaj był więcej rozdrażnionym i niespokojnym. Ciągle pytał się o Karola i co chwila narzekał na duszność i ostry ból serca.
Dzień był posępny, śnieg po kilkakroć polatywał, ale przed wieczorem ustał, tylko wiatr się wzmógł i bił w okna śniegiem i targał drzewami ogródka i przewalał się z poświtem po werendzie, na którą wychodziły okna chorego.
O zmroku i wiatr umilkł, zrobiła się głęboka cisza, w której tylko huczały głośniej fabryki.
— Kiedy Karol przyjedzie? — zapytał znowu słabym szeptem.
— Nie wiem — odpowiedziała, chodząc po pokoju i spoglądając przez okna.
Czuła się dziwnie zmęczoną, a do tego przyłączyła się jakaś nuda niewypowiedziana i smutek płynący jakby razem z tą szarą, brudną nocą, co Łódź pokrywała.
Całe tygodnie nie wychodziła z domu, przesiadując przy panu Adamie i niecierpliwiąc się coraz boleśniej, wyczekiwaniem jakiegoś końca.
Teraz chodząc po tym w połowie ciemnym po-