Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 385.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
XXII.


Upłynęło kilka tygodni od pożaru i pogrzebu pana Adama, na którym Anka nie była; leżała chora w domu Trawińskich, dokąd się przeprowadziła.
Teraz czuła się już znacznie lepiej, ale na ulicę jeszcze nie wychodziła, bo nadeszły straszne dni marcowe, pełne deszczów, błota i zimna.
Czuła się prawie zdrową, ale do równowagi nerwowej przychodziła bardzo wolno.
Ta straszna noc, zakończona nagłą śmiercią pana Adama, pozostawiła w niej głębokie ślady.
Całe dnie nieraz siedziała zapatrzona w jakąś głąb, z której nadlatywały do niej głucho szumy pełne krwawych łun, pełne krzyków nieludzkich i pełne strachu tak mocnego, że mdlała z przerażenia, lub jak obłąkana rzucała się do ucieczki.
Musiał zawsze ktoś czuwać przy niej, rozrywać jej uwagę i nie pozwolić zapadać w przypomnienia.
Najczęściej robiła to Nina, która z poświęceniem matki czuwała nad nią, codziennie także przychodziła Wysocka, a całe wieczory przesiadywała Kama.
Przesiadywała całymi dniami w wielkim narożnym pokoju, zamienionym na rodzaj oranżeryi, w której było