kuła me oczy, przepełniając czarem demonicznej swej piękności zarówno wyobraźnię, jak duszę mą całą. Wpatrzony w te cudne rysy, pojąłem, iż skropuły me pierzchają, — że gdybym spotkał podobną do niej żyjącą istotę, nie zdołałbym sie oprzeć uczuciu, chociaż miłość dla takiej kobiety zwyrodnia i poniża człowieka. Wraz jednak ze świadomością ujemnej jej, demonicznej natury, rosło także poczucie własnej mej bezsilności. Po kilkunastu dniach ciągłego obcowania z portretem, czerwonowłosa piękność taki na mnie wpływ wywierała, iż we śnie nawet widziałem ją ciągle, a uśmiech jej, popychając mnie w krainie marzeń do zbrodni i występku, najwyższą zarazem stanowił za nie nagrodę.
Umysł mój, osłabiony długą chorobą, tak dziwnie podlegał tej nużącej halucynacji, iż wyrwawszy się niekiedy na świeże pewietrze i orzeźwiony zarówno ruchem przywracającym mi dawne siły, jak górskiem powietrzem i widokiem przeczystego niebios szafiru, dziękowałem Bogu, że kobieta ta nie żyje w moich czasach, że dziwny czar rzucające jej oczy zimna popokryła mogiła, a zmysłowe, okrutne usta, w proch rozsypane, nie potrafią mi wydać rozkazu, którego wspomnienie plamiłoby honor mój, lub poniżyło godność mężczyzny.
Gdyby ona jednak ożyła, gdyby ten wzrok przejmujący upojeniem i trwogą zabobonną, przekazała jednej ze swoich następczyń? Na myśl tę jakaś słodka nadzieja i obawa zarazem przejmowała całą moją istotę.
Życie me nader było smutne tymczasem. Widywałem tylko Felipa, który przynosił mi, samotnie zazwyczaj spożywane, wieczerze i obiady. Podobieństwo chłopca do portretu juźto znikało zupełnie, już też nagłym jakimś wywołane ruchem, z podwójną uderzało siłą. Spostrzegłem, iż w chwilach złego humoru i gniewu z zadziwiającą występowało mocą.
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.