rywał z trzaskiem okiennice, a wpędzając dym do kominów, napełniał nim całą galeryę.
Obudziwszy się zrana, poczułem już to bolesne naprężenie nerwów i przygnębienie, przez wicher wywołane. Z biegiem dnia miało się ono zwiększyć jeszcze. Napróżno starałem się stawić czoło złemu usposobieniu; napróżno wybrałem się na zwykłą poranną przechadzkę; huragan silniejszym był nad wszelkie postanowienia — i zmęczony, pokryty pyłem, wyschniętą skórą i rozpalonemi policzkami, musiałem wracać do zamczyska.
Obwarowany dziedziniec nader smutnie się przedstawiał. Każdy nowy podmuch zrywał purpurowe kwiaty granatu, zasiewając niemi ziemię. W zagłębieniu galerji senora; nie uśmiechnięta już spokojnie, lecz rozgorączkowana, z rozszerzonemi źrenicami i szkarłatnym rumieńcu na licach, przebiegała gorączkowo wązką przestrzeń, zamkniętą między kolumnami. Na razie zdawało mi się nawet, iż w uniesieniu przemawia gniewnie sama do siebie; lecz gdy zdumiony zbliżyłem się ze zwykłem powitaniem ku niej, szorstki ruch ręki jedyną był na słowa me odpowiedzią, poczem dalej z niezwykłą chodziła energią. Zobaczywszy dziwny wpływ, jaki niepogoda wywarła na tę bezmyślną i nieczułą istotę, poczułem się mniej już zawstydzony własnem rozdrażnieniem i spokojniej powróciłem na górę.
Huragan nie ustawał przez dzień cały. Ani książka, ani niecierpliwe chodzenie wzdłuż pokoju nie potrafiły zmniejszyć przygnębienia, jakie burza na mnie wywierała. Gdy szara wreszcie nadeszła godzina, a brak świecy nie pozwolił mi rozjaśnić ciemności, stęskniony za widokiem ludzkiej twarzy lub brzmieniem głosu zeszedłem na dół. Długą galeryę ciemny mrok już zaległ, część tylko, zajmowana zwykle przez panią zamku, błyszczała silnem światłem, a silny ogień, poruszany niekiedy gwałtownym pod-
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.