jej rozdęły się, powietrze pełniejszą snadź falą do płuc napłynęło, senora bowiem odetchnęła całą piersią, a wyprostowawszy się, na posłaniu usiadła.
— Skaleczyłem się i to dosyć silnie. Patrz pani dodałem, wyciągając ku niej dwie ręce zbroczone, z których krew dużemi spadała kroplami.
Wielkie jej oczy teraz dopiero w całej pełni otworzone zostały, rozszerzone zaś zazwyczaj źrenice zmniejszyły się pod nieujętem wrażeniem do czarnych, na żółtem tle żywo odbijających punkcików. Zasłona senności opadła nagle z twarzy, nadając jej ostry, niedający się opisać a przerażająco dziki wyraz, wyraz zwierzęcości nieledwie.
Zaskoczony zmianą tą znienacka, nie umiałem jeszcze zdać sobie z niej sprawy, gdy senora, przybiegłszy, pochyliła się i rękę mą ujęła. Zanim zrozumiałem, co chce uczynić, szalona dłoń mą do ust podniosła i ugryzła ją z taką siłą, iż zęby do kości aż doszły.
Ból ostry z ukąszenia, strumień krwi, strzelający do góry, i cała wstrętna okropność tego czynu, równocześnie uderzyły mię prawie. Wyprowadzony z cierpliwości, rozgniewany, uderzyłem ją wzamian; bezprzytomna jednak idyotka, w furyę nagle zmieniona, rzuciła się ponownie ku mnie, i pieniąca się, wściekła, gryzła mię, szarpała, skakała do oczu z dzikiemi, krew mrożącemi okrzykami, z wyciem strasznem a nigdy niezapomnianem, z wyciem, słyszanem owej nocy przezemnie, a dziś natychmiast rozpoznanem. Nie hurgan więc, nie burza, lecz ryk tej wiedźmy zbudził mię wtenczas.
Siła jej, jak siła wszystkich szalonych, razem z furyą wzrastać się zdawała, podczas gdy ja w miarę upływu krwi słabłem coraz bardziej, a umysł mój, wytrącony ze zwykłej kolei potwornością tego napadu, nie był w stanie czoła jej stawić. Przyparty też do muru, pokonany, czułem, iż lada chwilę stracę
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.