koło i skazywać na męki, jakie sama znoszę? Czy powinnam tę przeklętą, na wymarcie skazaną ludzką powłokę w nowe przyoblec życie, a zatruwszy je jadem zwątpienia lub duchownego upadku, rzucić jak zniewagę w twarz potomności? Nie! przysięgłam, że tego nie uczynię, że nie popełnię świadomie zbrodni podobnej; ród nasz, od tak dawna moralnie umarły, musi zginąć nareszcie z powierzchni ziemi.
Słowa te, z mocą wyrzeczone, wyczerpały na chwilę jej siły; opanowując jednak wzruszenie, ciągnęła dalej:
— Felipe przygotowuje na mój rozkaz wszystko do drogi; wkrótce posłyszymy jego kroki; przyjdzie cię zabrać i odtąd losy nasze rozdzielą się na zawsze. Wspomnij o mnie czasem jako o istocie, która surową naukę, przez życie na wstępie jej daną, z odwagą znieść umiała; pomyśl o tej, co kochając cię nad świat cały, siebie jednakże do tego nienawidziła stopnia, iż miłość nawet wstrętną jej się stała; pamiętaj, że odpychając cię, pragnęła jednak zatrzymać na zawsze; że błagając o zapomnienie dla siebie, lękała się z trwogą śmiertelną, byś ty jej z pamięci nie wykluczył.
Mówiąc to, Olalla zbliżała się stopniowo ku drzwiom, tak, iż dźwięczny, metaliczny głos jej oddalał się i słabł coraz bardziej, z ostatniem zaś słowem zniknęła snadź na progu, bo gdy ton jego rozbrzmiał w powietrzu, spostrzegłem, iż jestem sam jeden wśród srebrnym blaskiem księżyca zalanej komnaty.
Co byłbym uczynił, gdyby mię zupełne sił wyczerpanie nie przykuwało do łoża, nie wiem nawet, osłabiony jednak, niezdolny do samorzutnego czynu, umiałem czarnej tylko oddać się rozpaczy.
Wśród beznadziejnej zresztą próżni, jaka mnie ogarnęła, niewiele chwil upłynęło. Schody zaskrzypiały pod ociężałemi krokami, w drzwiach zaś stanął Felipe z latarnią w ręku. Nie przemówiwszy ani słowa, okrył mnie, wziął na ramiona i zniósł przed główną
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.