— Ależ broń Boże! — zaprzeczył proboszcz gorąco. — Któż śmiałby ubliżyć podobnem porównaniem ukochanej mojej wychowance? Nie, stokroć nie! Prócz wielkiej piękności, którą co prawda chętniebym zmniejszył, senorita niczem, ani jednym włosem nawet niepodobną jest do dziwacznej kobiety, jaką matka jej była w tym wieku. Nie chcę, abyś myślał coś podobnego, nie chcę cię w błąd wprowadzać, chociaż, biorę niebo na świadki, iż przekonanie takie lepszem byłoby może dla ciebie.
Widząc, iż uczucia nasze nie są dlań tajemnicą, podniosłem się, i usiadłszy na łóżku, otworzyłem serce przed starcem. Opowiedziałem mu o miłości naszej i o ostatecznem postanowieniu Olalli, przyznałem się do moich przywidzeń, wahania i wstrętu do uprzedzeń i przesądów, które dziś pierzchnęły pod wpływem uczucia, jakby za dotknięciem różki czarodziejskiej; a wreszcie, nie z pozorną już, lecz ze szczerą, na szacunku opartą uległością odwołałem się do zdania jego i sądu.
Słuchał mię cierpliwie, bez najmniejszej oznaki zdumienia, gdy zaś skończyłem, w głębokim na chwilę pogrążył się milczeniu.
— Jakiemże jest twoje zdanie, padre? wyszeptałem po chwili.
Proboszcz zwolna podniósł głowę.
— Kościół — zaczął, lecz zmieszany urwał, aby mię przeprosić. — Zapomniałem, moje dziecko, że nie jesteś katolikiem. Zresztą w położeniu tak niezwykłem i kościół nawet z góry decydować nie może. Chcesz jednak mego zdania? Otóż mówię ci otwarcie, iż, według mnie, senorita najlepszym jest tu sędzią: ja więc poprzestałbym na jej wyroku.
Po tej rozmowie proboszcz pożegnał mnie szybko i odtąd wizyty jego mniej częstemi się stały, z chwilą zaś, gdy podniosłem się z łóżka, staruszek zaczął mnie unikać najwidoczniej. Obejście jego nie zdra-
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.