Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/59

Ta strona została przepisana.

zajazdu pani Tentaillon. Jan-Marya otworzył zieloną bramę i wprowadził konia i powóz, a prawie w tej samej chwili pani Desprez ukazała się na progu kuchni z zapaloną latarnią w ręku, gdyż księżyc nie wzniósł się jeszcze dość wysoko, aby oświecić mury ogrodu.
— Zamykaj bramę Janie-Maryo — wołał doktor, wysiadając trochę chwiejnie. — Anastazyo, gdzie jest Alina?
— Poszła do Montereau odwiedzić rodziców — powiedziała pani.
— Wszystko się składa jak najlepiej — zawołał doktor żywo. — Chodź tu, prędko, chodź tu do mnie; nie chciałbym mówić zbyt głośno — ciągnął dalej. — Kochanie, jesteśmy bogaci!
— Bogaci! — powtórzyła żona.
— Znalazłem skarb we Franchard — opowiedział jej mąż. — Patrz, tu są pierwsze owoce: ananas, suknia dla mej zawsze pięknej, będzie ci w niej do twarzy, wierz gustowi małżonka, duszko! Uściśnij mnie, kochanie! Ten smutny epizod skończył się, motyl rozwija swe barwne skrzydła. Jutro przyjedzie Kazimierz, za tydzień możemy być w Paryżu, szczęliwi nareszcie! Będziesz mieć dyamenty. Janie-Maryo, wyjmij skarb z pod kozła z religijną czcią i przynieś sztuka po sztuce do pokoju jadalnego. Będziemy mieć srebrną zastawę przy stole. Kochanie, pospiesz się i przyrządź tego żółwia, będzie to apetyczny przydatek do naszego skromnego menu. Ja sam zejdę do piwnicy. Dostaniemy butelkę tego Beaujolais, które tak lubisz, a zakończymy Hermitażem[1], pozostały go jeszcze trzy butelki. Grodne wino dla godnej okazyi.

— Ależ, mój mężu, w głowie mi się kręci, nic nie rozumiem — zawołała.

  1. Gatunek wina.