Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/89

Ta strona została przepisana.

Rozdział viii.

Zapłata filozofa.

Następnego poranku doktor, widmo samego siebie, powrócił z Paryża pod opieką Kazimierza. Zastali Anastazyę i Jana-Maryę, siedzących razem przy kominku. Desprez, który zmienił strój, w jakim był wyjechał, na gotowy garnitur z lichego materyału, potrząsnął ręką, wchodząc i opuścił się w milczeniu na najbliższy fotel. Pani zwróciła się wprost do Kazimierza.
— Co się stało? — zawołała.
— A cóż — odpowiedział ten ostatni. — To, co wam wciąż powtarzałem. Tym razem jesteście oskubani na czysto. Musicie się z tem pogodzić i radzić sobie, jak umiecie. Dom także? ech! co? macie pecha, na honor!
— Czyżbyśmy byli, czyżbyśmy byli zrujnowani? — wyjąknęła.
Doktor wyciągnął ku niej ramiona.
— Zrujnowani! — zawołał. — Jesteś zrujnowaną przez twego nieszczęsnego małżonka.
Kazimierz przyglądał się uściskowi, jaki potem nastąpił, przez swój monokl, następnie obrócił się do Jana Maryi:
— Słyszysz? — rzekł — zrujnowani! Żegnajcie smaczne kąski, wygodny domie i tłuste kotlety! Przychodzi mi na myśl, przyjacielu, że najlepiejbyś uczynił, pakując