Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

i w jakiej okolicy tego kraju znajduję się w tej chwili?
— Jesteś, dobry człowieku, koło gospody „pod Admirałem Benbow“, nad zatoką Black Hill — przemówiłem.
— Słyszę głos — rzekł ów, — głos młodociany, ale człowieka nie widzę. Mój miły, młody przyjacielu, czy nie podasz mi ręki i nie wprowadzisz mnie do wnętrza gospody?
Ledwie wyciągnąłem dłoń, aliści ta straszna, słodko mówiąca i oczu pozbawiona stwora ścisnęła mi ją nagle jak w kleszczach. Byłem taką odrazą i trwogą przejęty, iż usiłowałem się wyrwać, lecz ślepiec jednym ruchem ręki przyciągnął mnie ku sobie, mówiąc:
— A teraz, mój chłopcze, zaprowadź mnie do kapitana.
— Łaskawy panie, — odrzekłem — słowo daję, że nie mogę się odważyć na to.
— O, cóż znowu?! — zaszydził. — Prowadź mnie natychmiast, albo ci ramię wykręcę.
To mówiąc, dał mi taką sójkę w bok, że aż zawrzasłem z bólu.
— Łaskawy panie — wyjąkałem — mam tu na względzie jedynie pańskie dobro. Kapitan nie jest już tem, czem był niegdyś... Siedzi tam z dobytym kordelasem... Inny człowiek...
— Dalej w drogę, ruszaj! — przerwał mi ów; nie słyszałem nigdy głosu tak okrutnego, przeszywającego i ścinającego krew w żyłach, jak głos tego ociemniałego człowieka. Odczuwałem większy strach niż ból; stałem się uległy woli żebraka, idąc przez drzwi do jadalni, gdzie siedział nasz schorzały stary wilk morski, pijany jak bela. Ślepiec postępował tuż za mną,