Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

się ważne wiadomości, gdyż oprócz innych urywków, obracających się dokoła tej samej sprawy, było słychać całe zdanie: „Zresztą żadnemu z nich nie pisnę ani słówka“. Widocznie byli jeszcze wierni ludzie między załogą.
Gdy Dick powrócił z dzbanem, pokolei wszyscy z tej sławetnej trójki brali napitek i wznosili toasty — jeden: „Na zdrowie!“, drugi: „Za zdrowie starego Flinta“, a Silver wygłosił, jakby półśpiewem:

— „Hej, w ręce wasze, żagle natężcie!
Niechaj nam sprzyja zdobycz i szczęście!“

Właśnie w tej chwili jakiś blask oświecił wnętrze beczki, tuż obok mnie. Spojrzawszy do góry, spostrzegłem, że wstał księżyc, osrebrzając głowicę bezanmasztu i odbijając się białym odblaskiem od fokżagla. Prawie jednocześnie z bocianiego gniazda rozległo się hasło: „Ziemia!“