— Hej, chłopcy, — rzekł szyper, gdy już skręcono liny żaglowe — czy który z was widział już kiedy ten ląd przed nami?
— Ja widziałem — rzekł Silver — nabieraliśmy tu wody, gdy byłem kucharzem na statku kupieckim.
— Zdaje mi się, że rejda jest na południe, za małą wysepką, — wywiadywał się kapitan.
— Tak, szanowny panie, nazywają ją Wyspą Szkieletów. Była to niegdyś siedziba piratów, a okolicznościowo dowiedzieliśmy się na owym statku o wszystkich nazwach tej miejscowości. Wzgórze na północy nazywają Fokmasztem; są tam bowiem, panie szanowny, trzy wzgórki następujące kolejno po sobie ku południowi: Fokmaszt, Grotmaszt i Bezanmaszt. Lecz Fokmaszt (ten duży, zasłonięty obłokiem) nazywają pospolicie „Lunetą“ ze względu na czatownię, jaką oni tam mieli podczas wyładowywania okrętów w przystani, gdyż za przeproszeniem pana, w tem miejscu właśnie oczyszczali swoje okręty.
— Mam tu mapę — rzekł kapitan Smollett. — Zobacz, czy to jest owo miejsce.
Janowi oczy zapałały, gdy wziął do rąk mapę, lecz za pierwszem spojrzeniem na papier zauważyłem, iż uległ rozczarowaniu. Nie była to ta mapa, którąśmy znaleźli w kufrze Billa Bonesa, lecz jej wierna podobizna, najdokładniejsza we wszystkich szczegółach: nazwach, pomiarach wysokości i głębin itp. — Brakowało jedynie czerwonych krzyżyków i objaśniających przypisów. Pomimo że niepokój Silvera musiał być pewno wielki, miał on jednak tyle przytomności umysłu, że zdołał go zamaskować.
— Panie szanowny — odezwał się. — Ani chybi, to ta sama miejscowość, a bardzo pięknie wyrysowana.
Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.