Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Zachodzę w głowę, kto ją sporządził? Korsarze, jak mi się zdaje, byli na to za ciemni i mało uczeni. Tak, tak! to tutaj: „Zatoka kapitana Kidda“ — tak samo nazwał ją mój towarzysz okrętowy. Tam jest silny prąd, płynący od strony południowej, a następnie na północ wzdłuż zachodniego wybrzeża. Dobrze pan zrobił, zbaczając z kierunku wiatru i opływając wyspę zukosa. Przynajmniej, jeżeli miał pan zamiar wpłynąć do przystani i zawrócić, to nie znalazłby pan lepszego miejsca po temu na tych wodach.
— Dziękuję ci, mój zuchu — rzekł kapitan Smollett. — Będę jeszcze później prosił cię o radę. Możesz odejść.
Byłem zdumiony spokojem, z jakim Jan przyznał się do znajomości wyspy, a co się mnie samego tyczy, przeraziłem się niemało, gdy zobaczyłem, że podchodzi on ku mnie. Nie wiedział spewnością, że podsłuchałem w beczce jabłek jego knowania; atoli takiego wówczas nabrałem wstrętu do jego okrucieństwa, obłudy i siły, że zaledwo mogłem powstrzymać się od dreszczu, skoro złożył mi rękę na ramieniu, mówiąc:
— Ach, to rozkoszna miejscowość, ta wyspa — a takiemu bębnowi, jak ty, wielką uciechę sprawi dostanie się znów na ląd. Będziesz się kąpał, łaził po drzewach, polował na kozy i sam będziesz uganiał, jak koziołek, po tych pagórkach. Ejże! mnie samemu młode lata się przypomną i gotówem jeszcze zapomnieć, że chodzę o kuli... Hej, miło to być junakiem, mieć dziesięć palców u nóg, sam to przyznasz! Jeżeli chcesz się nieco puścić na wycieczkę po wyspie, powiedz odrazu staremu Janowi, a on ci zaraz przyrządzi jakąś zakąskę na drogę.