Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem mamy jedno ważniejsze zadanie — zauważył kapitan. — Las przed nami jest prawdopodobnie przejrzysty. Odpływ trwa już dość długo, a nasze zapasy pewno są niezakryte. Niech pójdzie kto na ochotnika i przyniesie wędliny.
Gray i Hunter pierwsi zgłosili się, iść na tę wyprawę. Dobrze uzbrojeni wykradli się z warowni, lecz wyprawa okazała się bezcelowa. Buntownicy byli zuchwalsi niż przypuszczaliśmy, albo też ponad miarę ufali celności armatnich strzałów Izraela, gdyż czterech czy pięciu z nich krzątało się koło zatopionej łódki, wydobywając nasze zapasy i przenosząc je do jednego z czółen, które znajdowało się nieopodal, widocznie utrzymując się ruchem wioseł przeciw prądowi. W tyle czółna stał Silver, wydając rozkazy, a każdy z rabusiów zaopatrzony był w muszkiet, z jakiegoś tajnego ich schowka wydobyty.
Kapitan usiadł nad dziennikiem okrętowym i taki był początek jego notatek:
— „Aleksander Smollett, szyper, Dawid Livesey, lekarz okrętowy, Abraham Gray, pomocnik cieśli, Jan Trelawney, właściciel okrętu, Jan Hunter i Ryszard Joyce, słudzy tegoż, wieśniacy — jedyni ludzie, którzy pozostali wierni z całej załogi okrętu — z zapasami na dziesięć dni w razie zmniejszenia porcyj dziennych — tego dnia wylądowali i zatknęli sztandar Wielkiej Brytanji w twierdzy na Wyspie Skarbów. Tomasz Redruth, sługa właściciela, wieśniak, zabity przez rokoszan; Jakób Hawkins, chłopiec okrętowy...“
W tejże chwili zdumieniem przejął mnie dziwny los biednego Kuby Hawkinsa. Od strony lądu doszło nas wołanie.