OBLĘŻENIE WAROWNI.
Gdy Ben Gunn ujrzał flagę, zatrzymał się, pochwycił mnie za ramię i przysiadł.
— To z pewnością twoi przyjaciele! — przemówił.
— Sądzę, że raczej buntownicy!... — odparłem.
— Co znowu! — zawołał ów. — Bądź pewny, że w takiem miejscu, gdzie nikt nie zawita prócz panów szczęścia, Silver niechybnie wywiesiłby banderę korsarską!... Nie, to są twoi przyjaciele!... Tam rozpoczęła się bitwa... zdaje mi się, że twoi przyjaciele osiągnęli w niej przewagę, a teraz znajdują się na lądzie, w starej warowni, którą przed wielu, wielu laty zbudował Flint. O, nasz Flint miał olej w głowie! Wyłączając nadmierną skłonność do rumu, był to człek naschwał, jakich nadarmo szukać! Nie bał się nikogo, nie!... jedynie Silvera... Ale Silver był to filut!...
— Dobrze, dobrze! — powiedziałem. — Wierzę ci w zupełności i nie chcę już gawędzić na ten temat. Czas nagli, przeto powinienem biec co tchu, żeby się połączyć z mymi przyjaciółmi!
— Nie, nie kamracie! — rzekł Benjamin Gunn. —