Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

kłębiące się pod jego ostrogą. Z mej niskiej łódki wydawał mi się ogromnie wysoki.
Nagle zacząłem rozumieć sytuację. Nie miałem już czasu do namysłu — ledwo mi czasu stało na czyn i ocalenie własne. Znajdowałem się na grzbiecie jednej z fal, gdy żaglowiec, nachylając się, był już wpobliżu. Bukszpryt był tuż nad mą głową. Zerwałem się na równe nogi i podskoczyłem, spychając łódź pod wodę. Jedną ręką złapałem się za bumkliwer, a nogą zaczepiłem się między stach i brasę; gdy jeszcze tak wisiałem zasapany i z bijącem sercem, przykry chrzęst dał mi znać, że statek zatopił i zmiażdżył łódkę, i że już nieodwołalnie pozostać muszę na Hispanioli.