Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

dzę, że wszyscyśmy byli radzi, że tak tanim kosztem uwolniliśmy się od niego.
Żeby już zakończyć to długie opowiadanie, powiem krótko, że najęliśmy kilku nowych marynarzy, odbyliśmy bez przeszkód drogę do domu, a Hispaniola zawinęła do Brystolu w sam raz wtedy, gdy pan Blandly zamyślał wyprawić w drogę statek konwojowy. Z tych ludzi, którzy na niej żeglowali, powracało jeno pięciu: „Trunek i djabli resztę bandy wzieni“... przyszła pomsta i kara... Bądź co bądź, nie byliśmy jeszcze w tak srogich opałach, jak inny jakiś okręt, o którym śpiewali:

Jeden ocalał z całej tej załogi,
Choć siedmdziesięciu ruszyło do drogi...

Każdy z nas otrzymał sowity dział w skarbach i użył swego nabytku mądrze lub nierozsądnie — zależnie od swych upodobań i charakteru. Kapitan Smollett już zerwał z morzem. Gray nie tylko zaoszczędził swoje pieniądze, lecz, opanowany naraz chęcią dobicia się wyższego stanowiska, jął kształcić się w swym zawodzie; obecnie jest sztormanem i współwłaścicielem pięknej fregaty, ożenił się i został ojcem rodziny. Co się tyczy Benjamina Gunna, dostał on tysiąc funtów, które wydał czy roztrwonił w przeciągu trzech tygodni, lub powiedziawszy ściślej, dziewiętnastu dni, gdyż dwudziestego dnia poszedł żebrać. Wówczas dostał posadę odźwiernego, właśnie tę, której tak bardzo obawiał się na wyspie. Żyje jeszcze do dziś dnia, jako wielki ulubieniec wiejskich chłopców, dworujących sobie nieraz z niego, i jako wyborny śpiewak kościelny w niedzielę i dni świąteczne.