Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

O Silverze nie słyszałem już nigdy. Ten straszny marynarz z jedną nogą nakoniec przestał być zmorą mego życia i przepadł gdzieś bez śladu. Prawdopodobnie spotkał się ze swą starą murzynką i może jeszcze żyje szczęśliwie z nią i z „kapitanem Flintem“; w każdym razie bardzo mało jest prawdopodobieństwa, żeby miał zaznać szczęścia na drugim świecie...
Sztaby srebra i broń jeszcze spoczywają, o ile mi wiadomo, tam gdzie zakopał je Flint; życzę im, żeby spoczywały tam spokojnie na wieki. Wołami i powrozami nikt mnie nie zaciągnie powtórnie na tę przeklętą wyspę! Najgorsze sny, jakie miewam, to te, w których słyszę bałwany, łomocące zaciekle dokoła jej brzegów, lub gdy zrywam się z łóżka i słyszę utrapiony i przeraźliwy głos „kapitana Flinta“, dzwoniący mi jeszcze w uszach: „Talary! Talary! Talary!“


KONIEC.